Ciekawie brzmi również sytuacja z jego życia jako młodziaka. Otóż kiedy ukończył Szkołę Rycerską w Warszawie, został uznany najlepszym absolwentem w historii uczelni i dostał propozycję stypendium w Paryżu. Był niebywale uradowany... aż do czasu, kiedy dowiedział się, że trafił do Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby. Nie uszczęśliwiło go to, ale poradził sobie - dokształcał się prywatnie u profesorów.
Komuś może się wydawać, że dzisiaj żyjemy w dziwnych czasach. Czasy Kościuszki, te dopiero były dziwne! Tadeusz po powrocie do Polski był całkiem spłukany, a na dodatek nikt go nie chciał przyjąć jako wojskowego. Ludwika Sosnowska, w której był zakochany po uszy, została sprzedana przez swojego ojca po nieudanej grze w karty. To całkiem sporo jak na Tadeusza. Pojechał do Ameryki, gdzie trwały walki o niepodległość Stanów Zjednoczonych, bo kiedy chciał się wykazać swoimi umiejętnościami w Polsce to nikt go nie przyjął. W Stanach pomógł Amerykanom, którzy go nieźle wynagrodzili. Ale było za co! Pomógł w fortyfikacji stolicy oraz w ważniejszej bitwie. Wróciwszy do Polski, zastał ją rozdartą. Poza tym - jego brat, Józef, przepuścił wszystkie pieniądze, więc Kościuszko został bez grosza przy duszy, ale poradził sobie i wstąpił do wojska. Żołnierze go pokochali. Walczył w wojnie polsko-rosyjskiej i insurekcji kościuszkowskiej. Walczył o swoją ojczyznę, choć ona nie była dla niego taka dobra. Przez zdradę Stanisława Augusta Poniatowskiego wojna z Rosją zakończyła się II rozbiorem, a powstanie Kościuszki - końcem Polski. Pamiętajmy o tym bohaterze, bo był jednym z niewielu, którzy naprawdę martwili się o nasz kraj. A że dzisiaj mamy ludzi, tłumaczących się tylko, niebiorących odpowiedzialności za swoje czyny, miejmy go w sercach i naśladujmy. Nasza duma sama się nie obroni. Chyba że ma tarczę antyrakietową.